Kreta

Droga przez Kretę – Preveli.

Najładniej jest na południu. Żeby się tam dostać z turystycznej, momentami plastikowej północy, trzeba przejechać, w zależności od tego, jaką drogę obierzemy ok. 100 km. Z pozoru gratka, ale w rzeczywistości dość trudna, ale jakże fascynująca droga przez wąwozy, góry, pośród skał i gajów oliwnych i pomarańczowych. Drogi, które prowadzą na południe są wąskie, przeważnie słabo oznakowane. Grecy, a tak naprawdę Kreteńczycy, bo mieszkańcy wyspy nie lubią, kiedy nazywa się ich Grekami, pokonują serpentyny z zawrotna prędkością, a jedynym bezpiecznym elementem ich jazdy jest używanie klaksonu, kiedy zbliżają się do zakrętu. Chyba wiedza co robią, bo na trudnych odcinkach, co kilkanaście metrów ustawione są niewielkie kapliczki, ustawione na pamiątkę tragicznie wypadków. Naprawdę nie chciałem wiedzieć, jak tragicznych, dlatego starałem się nie patrzeć w dół.

Jedną z tych dość trudnych dróg dotarliśmy pewnego dnia do niewielkiej miejscowości Preveli, która słynie z jednego najsławniejszych monastyrów i genialnego parku narodowego. XVII-wieczny monastyr Preveli, zasłynął w czasie II wojny światowej, gdyż greccy mnisi, przechowywali w nim alianckich żołnierz, przemycanych z pobliskie plaży o tej samej nazwie. Klasztor funkcjonuje do tej pory. Udostępniany jest zwiedzającym w określonych godzinach, ale praktycznie na każdym kroku zwiedzania, widziałem tabliczki z prośbą o zachowanie ciszy i spokoju i przede wszystkim nie zaglądanie do cel, które rozłożone są na różnych poziomach klasztoru. Wydaje się, że czas w tym miejscu się zatrzymał. Cisza, czasami zakłócona przez turystyczny gwar, ma tu niesamowity charakter. W połączeniu z widokiem na wąwóz i skrawek morza libijskiego, tworzy coś, co nie do końca da się opisać. To przede wszystkim trzeba zobaczyć.

Z monastyru udaliśmy się w dół, w stronę plaży i parku narodowego, jeszcze nie wiedząc, że jest to plaża dla odważnych. Zaparkowaliśmy samochód i szliśmy w kierunku ustawionych drogowskazów. Po mniej więcej 300 metrach, w dole ukazał się nam niesamowity widok. Plaża, palmowy gaj, zielony wąwóz i płynąca prze niego brunatno zielona rzeka. Okazało się, że jedyna możliwością dostania się na plaże, jest zejście z dość stromej góry, na szczęście częściowo przygotowanej do ruchu turystycznego. W takim momencie pojawia się tylko jedno pytanie, zejść i delektować się przyrodą to jedno, ale jak dostać się do góry z powrotem. Plusem położenia plaży i parku, było oczywiście to, że nie była to typowo turystyczne miejsce z milionem plastikowych kafejek i sklepów, ale dość spokojna, aczkolwiek chętnie odwiedzana, głównie przez Greków oaza spokoju. Jedna uboga kawiarenka, stoisko ze świeżo wyciskanymi sokami i wypożyczalnia rowerów wodnych, którymi można dostać się do wąwozu. To wszystko co oferuje plaża Preveli. Wszystko, ale jak dużo.

Postanowiliśmy skorzystać z wypożyczalni rowerów wodnych. Podszedłem do starszego Greka, który wszystko nadzorował, pytając o cenę i czas oczekiwania na pojazd. Paląc papierosa i popijając czarną kawę, odpowiedział mi od niechcenia, że rower będzie jak przypłynie i muszę po prostu czekać. Ale ile czasu – zapytałem, I don�t know, meaby 10 meaby 40 minutes. Po chwili irytacji uświadomiłem sobie, że jestem przecież w Grecji i czas tu płynie zupełnie inaczej. W końcu zaopatrzeni jedynie w plażowe japonki i kąpielówki wsiedliśmy na swój rower. Był stary, niesterowany i brudny, ale to nic, kiedy obok, zieleń, woda, leniwe żółwie wodne i słońce. Okazało się, że po przepłynięciu około 500 m, w górę rzeki, nie mogliśmy płynąć dalej. Zauważyliśmy, że wszyscy „parkują” swoje rowery przy brzegu i dalej idą piechotą. Rzeka się zwężała. Na drodze pojawiły się strome zbocza, skałki, wodospady i zimne żródła. I właśnie w tym miejscu japonki okazały się nie bardzo trafionym pomysłem. Zmęczeni wskakiwaliśmy co chwilę do zimnej wody, serwując sobie dodatkowe wrażenia związane z kąpielą w lodowatej cieczy. Obserwowaliśmy od czasu do czasu scenki odgrywane przez greckie rodziny, gdzie na przykład głowa rodziny wrzucała swoje kilkuletnie dzieci ze skały do głębokiej wody. Jedna, drobna dziewczynka długo nie wypływała� ale po chwili wynurzyła się z wody śmiejąc się w głos w stronę równie rozbawionego ojca. Prawdziwe, greckie wakacje.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s