Idą w stronę przystanku tramwajowego na Grójeckiej w Warszawie. Widzę szarą plamę ludzi. Tłoczno, mimo tego, że to niedzielne południe. Mógłbym na tym przystanku urządzić konkurs na szare, bardziej szare, mniej czarne lub bardziej, albo po prostu brunatno smutne ubranie. I ludzi, bo nikt tu się nie uśmiecha, nie patrzy, spogląda tylko czasami ukradkiem, żeby podejrzeć minę współczekającego. Jedyne co mogłem zrobić po powrocie do domu, nasycony optymizmem warszawskiej ulicy, to zrobić szybki deser, zaaplikować sobie porządna dawkę energii i cukru. Potrzebne mi były do tego zaledwie trzy składniki.

Gorzka czekolada
Banan
Pestki świeżego granatu
Bo jeśli banana przesmażysz na maśle, posypując brązowym cukrem, polejesz gorącą, rozpuszczona w kąpieli wodnej czekoladą, dodasz do tego pestki i sok dojrzałego granatu, to bądź pewien, że żadna warszawska, jesienna ulica nie będzie w stanie doprowadzić cię do depresji i wtopienia w szarą plamę smutnych pasażerów piętnastki.