Upał, gorąco, bez grzejników temperatury w polskich domach, przynajmniej tych w centrum i na południu, od kilku dni przypominają te letnie, śródziemne. Dwadzieścia siedem w nocy. Szał. Radość, bo to niespotykane i rzadkie. Późnym wieczorem po wypiciu hektolitrów wody przychodzi ochota na pizzę, prawdziwa, wyrobioną, wyrośniętą, pachnącą naturalna pszeniczną, bez obawy o gluten w środku, bo czym jest glutem przeciwko smakowi prawdziwej pizzy. Wyrabiając ciasto, które delikatnie odchodzi od ciepłych dłoni, robi się aksamitne i gładkie w czasie zaskakująco krótkim, odkrywam odpowiedź, dlaczego pizza, ta najbardziej doskonała jest najlepsza na południu Włoch, od Neapolu w dół. Na Sycylii wyczynia takie piramidy, że kubki smakowe przeżywają prawdziwy orgazm smaków. Otóż chodzi o rzecz prostą banalnie. Tu potrzebna jest temperatura, bo najlepsze ciasto do pizzy wyrośnie i wyrobi się w prawdziwie naturalnie nagrzanej kuchni i nie są to bajki, bo doświadczyłem tego cudu na własnym podniebieniu. Ciasto wyrosło w ciągu zaledwie 40 minut, wyrobiło się doskonale, smakowało jeszcze lepiej.
Wypieczona bardzo krótko w wysokiej temperaturze. Ciasto cienkie, delikatnie chrupkie na obrzeżach. Jedynie naturalne, proste składniki, takie jak mozarella di bufalo, czyli mozarella z mleka bawolego, świeżo starty parmezan, dodany na końcu, kilka kropel oliwy. Wierzch pizzy, przed upieczeniem, obowiązkowo posmarowany prostą, pomidorową pastą z dodatkiem oregano i czosnku.
Ktoś wczoraj, w Warszawie w trakcie trwania wysokich temperatur zapytał, jak znosisz upały? Zimą w trakcie mrozów, czasami około trzydzieści stopni, nie słyszę pytań, jak znosisz mrozy? Ja nie znoszę, włoska pizza, tym bardziej.